Ostatnio zachowanie obcych ludzi wobec mojego psa coraz bardziej mnie zaskakuje…
Przyzwyczaiłam się już do tego, że wiele osób po prostu boi się mojego psa. Mogę to zrozumieć. Jest duży i czarny (choć podpalany). Czego jednak zrozumieć nie mogę, to coraz częściej spotykana niesłychana wręcz niefrasobliwość w kontaktach z obcymi psami. Zobaczcie:
- Siedzę w pociągu, pies przepisowo w kagańcu. Dosiada się jakiś facet. Najpierw uporczywie patrzy Roce w oczy. Proszę go, żeby przestał, na co on, że zna się na psach. Następnie wkłada swoje paluchy między linki kagańca i wtyka psu do pyska.
- Znowu siedzę w pociągu z Rocą. Kątem oka dostrzegam rodzinkę, która wgapia się w mojego psa i zażarcie o czymś dyskutuje. Okazuje się, że namawiają swojego synka, żeby podszedł i pogłaskał Rocę. Syn namówiony, podchodzi, bez mrugnięcia okiem rzuca się z łapami na mojego psa. Oczywiście, co tam właściciel.
- W parku. Gadka z przechodniem – jaki to mój pies ładny. Nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, przechodzień kuca i obejmuje psa. Próbuje go pocałować w pysk. Pies odskakuje – warcząc w dodatku.
Pamiętajcie! Jeśli spotykacie obcego psa, choćby był najpiękniejszy, najcudniejszy i nagrzeczniejszy:
- ZAWSZE zapytajcie właściciela, czy możecie go pogłaskać
- nie wpatrujcie mu się w oczy, dla psa jest to naturalny sygnał grożący
- nie pochylajcie się nad nim
- jeśli widzicie, że pies nie jest chętny na wasze pieszczoty, dajcie mu spokój
- nie klepcie psa po głowie, ani nie obejmujcie. Na pewno nie próbujcie dawać buziaków. Po pierwsze – wielu psom zwyczajnie nie sprawia to żadnej przyjemności. Po drugie, szczególnie ta druga czynność to sygnał bardzo dla psa grożący i bardzo mocno skłaniający do obrony.
I proszę mi nie mówić, że „moją Negrę/Punię/Srunię każdy może przytulić”. Każdy – do czasu. Pies często nie czuje się komfortowo i może pewnego dnia po prostu mieć tego dość. Nie mylcie tego, że pies przyzwyczaił się do czegoś, żyjąc z Wami, z tym, że naprawdę to lubi.
Za to, jeśli spotykacie obcego psa, i chcecie się z nim zaprzyjaźnić:
- stańcie do niego lekko bokiem, nie za blisko
- przywitajcie się spokojnym głosem. Każdy pies rozumie „dobry piesek, ładny piesek” 🙂
- pozwólcie mu się obwąchać (ale nie trzeba mu podtykać rąk pod nos…)
- jeśli widzicie, że pies jest przyjaźnie nastawiony, możecie lekko ukucnąć i podrapać psa pod brodą lub po klatce piersiowej.
Zapewniam Was, że i właściciel, i pies będą Wam bardzo wdzięczni.
Na koniec mapa stref przyjemności i nieprzyjemności mojego psa. Preferencje Rocki są bardzo typowe na psa :).
Pies kocha: drapanie po brzuchu i tyłku
Pies lubi: drapanie za uszami i pod brodą/klatce piersiowej
Pies nie lubi: głaskania po łbie, karku, grzbiecie, mój też nie lubi po poduszkach łapek.
Też coś wiem o klepaniu po głowie, przytulaniu itp. Tym bardziej, że mam labradora, a wśród dużej części społeczeństwa panuje przekonanie, że osobnikom tej rasy można można bezkarnie robić wszystko. Rysunek poglądowy – super. Pozdrawiam
Nie wiem skąd u ludzi w ogóle taka chęć przytulenia psa. Niech sobie do przytulania sprawią własnego 😉 Ja to czasem chciałabym, żeby ludzie czuli przed Boniakiem respekt, ale ponieważ jest mała, też co chwilę ktoś do niej cmoka i wyciąga łapy. Pozdrawiamy, Asi i Bona piesoswiat.blogspot.com
Widzę, jak dawno napisany był post, ale muszę to napisać- kiedyś pojechałam z psem (gończy polski, miał wtedy mniej-więcej półtora roku ale ważył ponad 25 kg i był (jest) bardzo silny) do cioci, która mieszka na sporym osiedlu. Idę sobie spokojnie po parkingu wysypanym kamieniami, pies grzecznie przy lewej nodze, a tu znikąd, OD TYŁU podbiega do psa 7-8 letnia dziewczynka z bananem na twarzy i usilnie próbuje pogłaskać, przytulić (?) psa (podkreślam, od tyłu). Rubin do przyjacielskich psów nie należy, raczej jest lękliwy i bardzo nieufny do obcych ale nie agresywny. Pies momentalnie ogon pod siebie, wydarł do przodu jak poparzony i biega dookoła mnie a bachor (przepraszam, w tym momencie nie jestem w stanie inaczej tego określić) za Rubinem. Po kilku sekundach dziecko wylądowało na ziemi, a pies nadal przestraszony biegł dalej, skutkiem czego smycz przycisnęła dziecko na brzuchu i tak wszyscy kręciliśmy się jak na karuzeli-zdezorientowana ja, przestraszony na maksa pies i dziewczynka, która już nie chciała pogłaskać „ślicnego piesecka”. Koniec końców udało mi się podciągnąć smycz (mam zasadę „nie puszczaj smyczy aż do końca”, tym bardziej, że staliśmy może pół metra od ulicy), na krótki moment poleciała dziecku na szyję a później jakoś się ześlizgnęła (już miałam puścić ale spadła). Ostatecznie psa i tak wypuściłam, a w sumie to smycz sama mi wypadła, bo zrobiłam sobie coś z mięśniem w ręce. Dziecko zaryczane pobiegło do którejś z klatek, pies zszokowany prawie wcisnął się pod stojący obok samochód. „Najśmieszniejsze” w tym wszystkim jest to, że po drugiej stronie ulicy siedziały dwie kobiety, które do czasu, aż nie zobaczyły płaczącej dziewczynki cieszyły się tak samo jak ona, bo „to przecież takie urocze że dziewczynka się chce pobawić z pieskiem”. Nawet nie zareagowały a mnie pewnie by się jeszcze za chwilę oberwało za „agresywnego psa”, ale akurat wrócili rodzice i wsiadłam do auta. Dziecko pewnie długo do żadnego psa nie podeszło. Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale krócej się nie dało. Pozdrawiam i życzę jak najmniej tego typu sytuacji.
Świetnie Ciebie rozumiem. Też mam dużego psa, tym groźniejsze są takie sytuacje. Wystarczy, że pies się dynamicznie obróci, a już może przewrócić takie dziecko. Właściciel psa – przerażony, a rodzic trwa sobie w błogiej nieświadomości. Ja teraz każdemu, kto pcha się z łapkami do mojego psa mówię po prostu, od razu, głośno i wyraźnie, że nie wolno. Wychodzę z założenia, że skoro nie zapytał właściciela o pozwolenie, to źle świadczy o jego wiedzy na temat psów i lepiej takiej osobie na kontakt nie pozwalać.