Weekend w nosie – warsztaty tropieniowe

Od dłuższego czasu, po pierwszych pozytywnych doświadczeniach z tym sportem na psich wakacjach, interesowało mnie tropienie użytkowe.

Nie znalazłszy jednak miejsca, gdzie mogłabym je z Roccą trenować, zostałam więc przy zabawach tropieniowych w parku i w domu. Ale kiedy zauważyłam ogłoszenie o warsztatach tropieniowych w Warszawie, moje serducho wykrzyknęło: Hurra!

Dlaczego tropienie użytkowe?

O psim węchu wiele już napisano, a jeszcze więcej jeszcze pewno się o nim dowiemy. Niesamowite jest dla mnie to, że jest on wykorzystywany przez ludzi na dziesiątki sposobów – od lokalizowania trufli, przez poszukiwanie zaginionych, na wykrywaniu zmian w organizmie (rozpoznawaniu pierwszych symptomów ataku choroby czy zmian nowotworowych) zakończywszy. Zobaczcie świetnzą prezentację Alexandy Horowitz na temat tego, jak działa psi nos:

Ja wykorzystuję nos Rocki, kiedy na spacerze upadnie mi rękawiczka czy inny przedmiot osobisty. Pies niezwykle chętnie takie przedmioty wyszukuje, a po treningu – przyniesie je do ręki.

Dodatkowo bardzo lubię wszelkie zabawy węchowe z psem. Dlaczego? Nic, tak jak one, nie „wymęczają” psa umysłowo. Pies po kilku trudniejszych zabawach potrzebuje regeneracji, często zasypia (a my mamy czas dla siebie ;)). Po Rocce widzę, że jej takie zabawy sprawiają dużą przyjemność, zadania wykonuje naturalnie i chętnie, a sukces odniesiony w każdym z nich bardzo ją cieszy – tak bardzo, że w zasadzie nie potrzebuje dodatkowych pochwał i smakołyków ode mnie.

A czym jest tropienie użytkowe? To współpraca duetu pies i człowiek, w którym pies ma za zadanie odnaleźć człowieka bądź przedmiot do niego należący, podążając za jego zapachem. Przewodnik uczy psa, czego od niego oczekuje i w jaki sposób ma zachować się, jeśli odnajdzie „zgubę”. Jest to piękny przykład wykorzystania naturalnych umiejętności i popędów psa w służbie ludziom. Tropienie użytkowe, inaczej zwane mantrailingiem, od kilku lat zyskuje wśród psiarzy dużą popularność.

O warsztatach tropieniowych

Warsztaty zorganizowała psia szkoła DogLine, a poprowadziła je Anna Hermińska, która od wielu lat bierze ze swoimi psami udział w akcjach ratowniczych. W pierwszy weekend lutego każdy z auczestników obawiał się trochę silnych mrozów i wysokich śniegów, ale pogodę trafiliśmy wspaniałą (no… jak na luty). Punkt 9:00 zameldowałam się więc na starym poligonie wojskowym na Bemowie. Swoją drogą, to miejsce okazało się często uczęszczanym przez spacerowiczów i biegaczy, a ja nie bardzo rozumiem, dlaczego, ponieważ jest ono dość zniszczone i zaśmiecone (panowie wojskowi, może pora zadbać o czystość?).

Od razu wzięliśmy się do roboty. I od razu pierwsze zaskoczenie, ponieważ do tej pory ćwiczyłam z Roccą szukanie mnie, lub mojego przedmiotu, a tutaj od razu miałyśmy tropić zupełnie obcych pozorantów. Przyznam, że nie wiedziałam, że tak to się dziś robi i byłam zupełnie niepewna, jak Rocca będzie zapatrywać się na taką zmianę. Dlatego pierwszy ślad dla Rocki był prosty i krótki. Jak się okazało, obawiałam się niepotrzebnie – Rocca weszła w swoją rolę pięknie i naturalnie, jak po nitce dotarła do pozoranta.

Przyszła kolej na kolejne psy, a ja miałam okazję poobserwować, w jaki sposób dobiera się trudność śladu do doświadczenia psa i wysłuchać komentarzy na temat pracy psów i ich przewodników. Oprócz śladów, na których pies posługuje się przede wszystkim dolnym wiatrem (pies pracuje wtedy z nosem przy ziemi), niektóre psy trenowały tak zwane rewirowanie, czyli przeszukiwanie wybranego obszaru w poszukiwaniu jakichkolwiek osób. W tym wypadku pies nie śledzi drogi, jaką przeszedł pozorant, ale posługując się górnym wiatrem (polega to na tym, że pies nawęsza, unosząc łeb wysoko do góry) sprawdza, skąd może dobiegać zapach człowieka.

rewirowanie
Przemiły retriever świetnie poradził sobie z rewirowaniem

Gra pozoranta

Ciekawym doświadczeniem było też dla mnie odgrywanie roli pozoranta. Miałam okazję uczyć się układać ślad i obserwować z ukrycia, jak pies sobie z nim radzi, a na koniec jeszcze obsypać psa tropiącego pochwałami, smakołykami i zabawą – rolą pozoranta jest bowiem nagrodzić psa sowicie za sukces w pracy, co ma dodatkowo motywować psy do szukania, zupełnie przecież obcych, osób. To ważna sprawa, ponieważ jeden z psów tak bardzo zaangażował się w węszenie, że po prostu wystraszył się, kiedy nagle zauważył mój kształt w krzakach. Uspokoił się, kiedy wesoło do niego zawołałam.

Kiedy jednak miałam ukryć się w niewielkim, zagraconym budynku, poczułam atmosferę niczym z Blair Witch Project, no ale tego właśnie wymaga trening bardziej doświadczonych psów. Tu wyraźnie dostrzegłam, w jak nietypowy sposób pracuje pies, posługujący się nosem. Mimo, że nie byłam jakoś bardzo skryta, to stałam w takim miejscu, że mój zapach wywiewany był na drugą ścianę budynku i tam właśnie kierował się pies, który mnie szukał. Stałam sobie więc spokojnie i obserwowałam go, kiedy mijał mnie dosłownie o centymetry, zupełnie jednak nie dostrzegając i węsząc intensywnie pustą ścianę. W końcu jednak pies „przemyślał” sprawę i odnalazł prawdziwe źródło zapachu (czyli mnie), oznajmiając sukces szczekaniem.

warsztaty tropieniowe
Radocha po odnalezieniu pozoranta

Jak się okazało, na warsztatach z tropienia czasu wolnego jest wiele, ponieważ zwyczajnie trzeba czekać z psem na swoją „kolejkę”, który umililiśmy ogniskiem i pieczeniem ziemniaczków, mniam!

Z warsztatów wróciłam na nowo natchniona chęcią do pracy tropieniowej, szczególnie, że Rocca radziła sobie ze swoimi zadaniami naprawdę świetnie. Takie spotkania pozwalają psu nie tylko poćwiczyć swój węch, ale też stwarzają też możliwość spokojnego zapoznania z nowymi ludźmi i psami, dzięki czemu Rocca przełamuje swoją nieśmiałość. No więc świeże powietrze, pieczone ziemniaki, pokonywanie nieśmiałości – same plusy!

Wkrótce pokażę, na czym polegają takie podstawowe treningi tropienia i w jaki sposób takie zabawy możecie zacząć przeprowadzać z waszymi psami.

Dodaj komentarz